W piątek w lubelskim Centrum Kultury Teatr Panopticum zaprezentował swój nowy program pt. „Ósmy Dzień Stworzenia”.

Ten zespół teatralny z Młodzieżowego Domu Kultury Pod Akacją, od 1985 roku prowadzony przez założyciela i reżysera Mieczysława Wojtasa, ma wyrobioną markę. W Lublinie znany jest choćby jako solidna szkoła podstaw warsztatu aktorskiego i „kuźnia talentów” (tu zaczynał Łukasz Witt-Michałowski, dziś reżyser i szef Sceny Prapremier InVitro). Autorski teatr Wojtasa w kolejnych odsłonach ma wiernych fanów, za każdym razem pokazuje maksimum scenicznych efektów, możliwych do osiągnięcia w młodym, kształcącym się dopiero zespole, zmuszonym do korzystania z raczej skromnej oprawy technicznej.

W myśl zasady „tak krawiec kraje, jak materii staje” Wojtas stawia swojemu zespołowi zadania dostosowane do możliwości, zawsze jednak ambitne, skrojone trochę ponad stan. Na przykład jeszcze kilka lat temu swoich „rutyniarzy” o kilkuletnim staży potrafił skonfrontować z „Na pełnym morzu” Sławomira Mrożka – z pełnym sukcesem. Najnowszą obsadę (najwyraźniej z przewagą „debiutantów”) postanowił zaznajomić ze starym, wielokrotnie sprawdzonym w teatrzykach piosenki, Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim. Również z pozytywnym skutkiem, w którym duży udział ma urok młodości i świeżości tego sporego, dość jeszcze spontanicznego zespołu.

Gałczyński w Panopticum jest rozśpiewany i roztańczony, z odpowiednią dawką lirycznej „łezki”, ale i z humorem. Wśród raczej prostackich kabaretowych, albo dla odmiany śmiertelnie poważnych „społecznych” produkcji szkolnych teatr Wojtasa stanowi klasę dla siebie, mieniąc się swobodnie tasowanymi konwencjami gry, imponując wyobraźnią, ale i odwagą i ambicją w podejmowanych zadaniach.

Wykreowany w „Ósmym Dniu Stworzenia” poetycki teatrzyk puszczał oko do publiczności w pastiszu stylu operowego, odwoływał się do nostalgicznych skojarzeń ze staromodnym estradowym kabaretem (za sprawą muzyki Piotra Tesarowicza), ale i nie przestraszył się dynamicznych, prawie musicalowych układów tanecznych.

Ciesząc się zatem ze stałej obecności w Lublinie tej szkoły scenicznej fantazji, pozostaje nam oczekiwanie na jej następną, pełnowymiarową produkcję.

Grzegorz Kondrasiuk

Gazeta Wyborcza Lublin, 2008.04.20